Co ma piesek do schodzenia?
Razem z czteroletnim Michasiem zbieramy się do wyjścia z przedszkola. Zmieniamy buciki, zakładamy kurteczkę, czapkę, szalik, rękawiczki, pakujemy prace plastyczne z kilku ostatnich dni, zabieramy jakieś rzeczy do prania. Okazuje się, że jest tego całkiem sporo.
Kiedy obładowana i lekko spocona staję na szczycie schodów, żeby ostrożnie trzymając malca za rękę, zejść bez kolizji z innymi dziećmi i rodzicami, Michałek staje jak wryty i ciągnąc mnie w przeciwną stronę, krzyczy: „Nie zejdę!”. Zdziwiona i lekko poirytowana takim zachowaniem zadaję najgorsze z możliwych pytań: „Ale dlaczego?”. Na to mój synek odpowiada z wyraźnym smutkiem w głosie: „Bo nie ma pieska”. Nie zastanawiając się długo nad tym, co właściwie malec miał na myśli, odpowiadam pytaniem: „A co ma piesek do schodzenia?”. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać: „Łapki, mamusiu, łapki!” – wykrzyknął Michałek, uradowany, że znał odpowiedź na zadaną przez mamę zagadkę.
W ten oto przeuroczy sposób przekonałam się, o czym mówią psychologowie, kiedy rozpisują się na temat fazy myślenia na konkretach.