Wyprana miłość
Trudne te słowa. Miłość na krzyżu. Taka miłość bez granic i do końca. Nie prosta, lekka, z telewizyjnych seriali.
Codzienne bycie, wspólny dom, dzieci, dużo zwykłej codziennej pracy.
Brak cierpliwości – gdy mąż wraca później, bo zaległości, bo obowiązki, a siły do dzieci brak. Powiesi pranie nie tak, jak by się to samemu zrobiło, kupi inny gatunek chleba niż ten, który lubimy i zawsze kupujemy.
I z drugiej strony – brak cierpliwości do żony – gdy spraw urzędowych po długim urlopie wychowawczym załatwić nie potrafi. Tydzień wybiera dywan do pokoju, odwiedzając wszystkie możliwe sklepy w mieście w poszukiwaniu odpowiedniego koloru, podczas gdy mężczyzna wybrałby po prostu praktyczny i dobrej jakości.
Najtrudniej kochać tych, którzy są najbliżej. Przyjmować ich inność w poczuciu, że właśnie takimi stworzył ich Bóg. A gdy się udaje – radość, mała cegiełka w ważnej budowie.
A co z tymi, którzy są od nas daleko, którzy nas nie kochają albo na widok których mamy ochotę przejść na drugą stronę ulicy?
I jak tu kochać bez granic? Trudne Twoje słowa, Ojcze Święty.
Ale Wielka Miłość na krzyżu uczy nas przebaczać, akceptować, rozumieć.
Bo tylko taka droga ma sens. Trud, który procentuje i uczy prawdziwej, ofiarnej miłości. Tak by się chciało, patrząc na Twoje życie, umieć tak kochać i przebaczać. Świadectwo Twojego życia przekonuje, że bycie blisko Boga na krzyżu ma sens i prowadzi do prawdziwego, głębokiego szczęścia.
Staramy się, ale często nie wychodzi. Bądź nam pomocą, Ojcze Święty.