Wychowanie
nr.1 (151) styczeń 2020

Przy wsparciu „całej wioski” ciężar odpowiedzialności za wychowanie dzieci nie spoczywał jedynie na barkach rodziców. Nie chodzi tylko o dodatkowe ręce, które chwycą dziecko, zanim się przewróci, nakarmią je czy utulą do snu, ale o wychowanie przez przebywanie, przez socjalizację nie w sztucznej grupie rówieśniczej, jaką jest klasa szkolna, lecz wśród ludzi w różnym wieku, różnej płci i różnych zainteresowań. 

 

Tu potrzeba całej wioski!

Jedno z afrykańskich przysłów głosi, że do wychowania dziecka jest potrzebna cała wioska. Trochę wywrotowe stwierdzenie, biorąc pod uwagę sposób, w jaki dziś w Europie postrzega się wychowanie. Jest ono traktowane jako indywidualna sprawa rodziców, ich zadanie i ich problem. Sama będąc dociążoną młodą mamą, wielokrotnie słyszałam z ust mojego taty: „Cierp ciało, jak chciało”. Czyli dosłownie: „Twoje dzieci, twój problem”. Ale radość już wszystkich, tak?

 

Babciu, dziadku! Gdzie jesteście?

Dawniej dzieci wyrastały w rodzinach wielopokoleniowych, mieszkających blisko czy nawet pod jednym dachem, otoczone rodzicami, rodzeństwem, dziadkami, ciotkami, wujostwem, kuzynostwem i całą rzeszą sąsiadów. Rodzice mimo licznych obowiązków mieli przestrzeń. Nie musieli hodować oczu dookoła głowy i kilku dodatkowych par rąk, żeby zatroszczyć się o nawet większą gromadkę, bo nie byli w tym sami. Nie musieli wszystkiego wiedzieć, bo zawsze mogli liczyć na wsparcie merytoryczne tych, którzy „byli już tam przed nimi” – pomoc nie tylko fizyczną, ale także rady płynące z doświadczenia i życiowej mądrości. Nieocenieni dziadkowie i babcie, ich otwarte ramiona i gorące serca, pełne radości z faktu bliskości wnuków. Młodzi rodzice, często z trudem, jednak w naturalny sposób, godzili opiekę nad dziećmi z życiem zawodowym czy innymi zajęciami służącymi zapewnieniu utrzymania rodzinie. Na porządku dziennym była sytuacja, gdy wychodząc do sklepu, zwracało się do babci mieszkającej w tym samym domu lub tuż obok, do jednej czy drugiej sąsiadki, żeby przez chwilę zerknęła na dzieci pod naszą nieobecność. Nie było kłopotu ze znalezieniem opieki dla nich, kiedy któreś z rodziców z powodu sytuacji losowej musiało wyjechać czy trafiało do szpitala. Działała siatka wzajemnej pomocy. Było to wsparcie nie tylko fizyczne, ale też emocjonalne i psychiczne. Rozmowy budujące więzi, wzajemne dzielenie się doświadczeniem, czerpanie ze skarbca życiowego doświadczenia, którym byli seniorzy rodu.

 

Najpiękniejsze chwile

Z nieskrywaną zazdrością słuchałam opowieści moich znajomych mających dziadków mieszkających na wsi, u których spędzali całe wakacje. Moi dziadkowie byli z miasta. Jednak co roku organizowali wszystkim swoim wnukom wakacje i zabierali mnie, brata, naszych kuzynów mieszkających za granicą na wczasy. Spędzaliśmy w lesie kilka długich tygodni, które mijały dla nas, dzieci, jak jeden dzień. Uwielbiałam ten czas beztroski i radości, spotkań z przyjaciółmi i czekałam na niego przez cały rok. Teraz, z perspektywy osoby dorosłej, wiem, jak wielkim trudem było to zarówno pod względem finansowym, organizacyjnym, jak i fizycznym dla moich dziadków, jednak nigdy nie słyszeliśmy słowa skargi z ich ust. Robili to, bo chcieli spędzić z nami czas, zapewnić nam wypoczynek i atrakcje, ale także by choć trochę odciążyć naszych rodziców, a swoje dzieci. W nas, wnukach, czas ten pozostawił przepiękne wspomnienia i przekonanie, że byliśmy bardzo, bardzo przez nich kochani. Tamte wyjazdy i wszystkie dni, które spędziliśmy pod czujnym i pełnym ciepła okiem babci, kojarzą mi się z dzieciństwem. Te wspomnienia wracają najczęściej.

 

Odseparowani od społeczności

Przy wsparciu „całej wioski” ciężar odpowiedzialności za wychowanie dzieci nie spoczywał jedynie na barkach rodziców. Nie chodzi tylko o dodatkowe ręce, które chwycą dziecko, zanim się przewróci, nakarmią je czy utulą do snu, ale o wychowanie przez przebywanie, przez socjalizację nie w sztucznej grupie rówieśniczej, jaką jest klasa szkolna, lecz wśród ludzi w różnym wieku, różnej płci i różnych zainteresowań. Takich, z którymi łączą je więzi, relacje, bo wychowanie „dzieje się” przez obserwowanie.

Dawniej dziecko uczyło się, podpatrując rodziców, starsze rodzeństwo, dziadków i przyjaciół rodziny. Dzisiaj rodzina została odcięta, odseparowana od społeczności, a cała odpowiedzialność za wychowanie i opiekę nad dzieckiem spoczywa na barkach rodziców. Państwo próbuje „odciążać” rodziców, tak naprawdę uzurpując sobie prawo do ingerowania w proces wychowania i kontroli wydolności rodziny w tym zakresie. Młodzi rodzice zgadzają się na to, nie widząc innej możliwości, bo potrzebują wsparcia, które kiedyś dałaby im przysłowiowa „wioska”. W efekcie dziecko uczestniczy w licznych zajęciach pozalekcyjnych, przez co większość czasu spędza poza domem. Zaczyna mu brakować dobrych wzorców do naśladowania, które kiedyś przychodziły niejako same w ludziach będących obok. Wychowanie stało się udziałem państwa i instytucji, które nie są przestrzenią pozbawioną negatywnych wpływów. Do dziś pamiętam, kiedy do szkoły naszych dzieci będących w drugiej czy trzeciej klasie próbowano zaprosić w ramach zabawy andrzejkowej prawdziwą wróżkę.

A dziś? Dziś dziadków często nie ma. Mają swoje życie i swoje sprawy. Ile razy słyszę od jednej czy drugiej rozżalonej mamy, że dziadkowie traktują spotkania z wnukami jako trudną konieczność i przystają na nie niechętnie. Podobnie ma się sprawa z innymi członkami rodziny. Każdy ma swoje życie. Młoda rodzina zostaje sama. Często jest zmuszona wspomagać się zatrudnionymi nianiami, a członków rodziny zastępuje siatka przyjaciół w podobnej sytuacji życiowej. Tylko że dziecko potrzebuje rodziny – dziadków, wujostwa, kuzynów. Potrzebuje odniesienia do swoich korzeni, zwłaszcza podczas procesu dorastania, kiedy odkrywa i kształtuje swoją tożsamość. Rodzice też potrzebują wsparcia. Zachęty, dobrego słowa, a czasem fizycznego odciążenia, żeby sami mogli zaczerpnąć oddechu i ruszyć dalej mierzyć się z codziennością. A dziadkowie? Kochani! Wcale nie musicie wychowywać swoich wnuków! Spotkajcie się z nimi, zabierzcie je na spacer czy do zoo. Pogadajcie, pośmiejcie się, porozpieszczajcie. Pozwólcie im się poznać, pokochać i… zapamiętać. 

 

 

 

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK