Życie z pasją
nr 1 (139) styczeń 2019

Mówią, że miłość, jak się dzieli, to się mnoży. Chyba duże rodziny są tego najlepszym przykładem

Małgorzata Remiszewska

Sweter po starszej siostrze

Od dłuższego czasu fascynują mnie rodziny wielodzietne. Za każdym razem, kiedy je spotykam, uderza mnie niezwykłe ciepło, które od nich bije. Jakie one są piękne! Przypatrując się im, myślę sobie, że też bym tak chciała! Pytanie, czy poradziłabym sobie z takim wyzwaniem? Wystarczy, że już przy jednym dziecku czasem nie daję rady; gdy kolejną noc z rzędu Ula stwierdza, że spanie jest dla słabych, albo kiedy modlę się, żeby ten ząb w końcu wyszedł, bo zaraz zacznę płakać razem z nią. A co, jeśli te moje problemy pomnożyć razy trzy, cztery, pięć…?

 

Tajemne supermoce matki?

Czy wielodzietne mamy mają jakieś tajne supermoce? Zapytałam o to kilka znajomych kobiet. Okazało się, że dla nich opieka nad pierwszym dzieckiem to też nie była kaszka z mleczkiem. Niektóre przyznają wręcz, że z jednym było im najtrudniej. Mówią, że powoli więcej rzeczy będzie mi przychodzić z łatwością, a dzieci z dnia na dzień staną się bardziej samodzielne. Kluczem jest nieustanna wdzięczność i pozytywne nastawienie. „Jutro będzie lepiej!” – powtarza moja babcia, mama czterech córek. Uważa, że pod wieloma względami łatwiej wychować gromadkę niż jedynaka, choćby dlatego, że w większym gronie dzieci łatwiej uczą się wzajemnej pomocy i dzielenia się z innymi. Podkreśla też, że aby misja się powiodła, bardzo ważny jest aktywny udział ojca. Faktycznie, mój dziadek był bardzo pracowity, umiał też załatwić dosłownie wszystko, dzięki czemu nigdy niczego im nie brakowało.

Wielodzietne mamy nie ukrywają, że stworzenie dużej rodziny jest trudnym wyzwaniem. Są kryzysy, ogromne zmęczenie i marzenia o świętym spokoju. Wystarczy jednak jeden uśmiech, zabawna mina czy wymyślone przez dziecko słowo, żeby cały ten trud wynagrodzić i utwierdzić je w przekonaniu, że nie zamieniłyby się z nikim innym.

 

W kolejce do komputera

Wielu moich rówieśników docenia fakt posiadania dużej rodziny. Madzia, jedna z szóstki rodzeństwa, nie uważa, żeby było ich jakoś specjalnie dużo. Zamiast spotykać się z koleżankami, często musiała pilnować młodszych dzieci, ale dobrze wspomina swój dom, zawsze pełny i wesoły. Gosia, najmłodsza w rodzinie, traktuje swoich dwóch braci i siostrę jak jeden z największych życiowych skarbów. Dają jej poczucie bezpieczeństwa, przecierają szlaki i w wielu dziedzinach stanowią wzór do naśladowania. Mój mąż i jego cztery siostry, mimo że mocno się różnią, są ze sobą bardzo związani i zawsze mogą na siebie liczyć. To prawda, że w dzieciństwie wiele rzeczy ich denerwowało (zwłaszcza gdy trzeba było nosić sweter po starszej siostrze, ustalać grafik zapraszania znajomych czy czekać w kolejce do komputera), ale było też sporo plusów. Nigdy się ze sobą nie nudzili, zawsze mieli się z kim pobawić (ewentualnie pobić), a dzięki wszystkim tym doświadczeniom tworzą piękną więź na całe życie. 

 

Mówią, że miłość, jak się dzieli, to się mnoży. Chyba duże rodziny są tego najlepszym przykładem.

 

Małgorzata Remiszewska – początkująca żona i mama, studentka nauk o rodzinie, autorka bloga www.mlodaorodzinie.pl 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK