Problemy społeczne
nr 7-8 (73-74) LIPIEC-SIERPIEŃ 2013

Trzydziestoosobowe klasy, brak posiłków lub ewentualnie jeden, braki w wyposażeniu klas, młodsi uczniowie razem ze starszymi… Szkolna ławka nie jest miejscem dla sześciolatków.

Natalia Podosek

Ratujmy maluchy!

„Rodzice w Polsce mogą zaakceptować różne rzeczy – dziurawe drogi, problem z systemem opieki zdrowotnej, za wysokie podatki, ale nie pozwolą, aby działa się krzywda ich dzieciom” – mówi z przekonaniem Karolina Elbanowska, inicjatorka akcji „Ratuj Maluchy”. Od dłuższego czasu rodzice podnoszą głos przeciwko planowanej reformie, która nakładałaby obowiązek szkolny na sześciolatki. W tę sprawę angażują się także media, politycy, psycholodzy, pedagodzy i zatroskani nauczyciele. O co ta walka?

 

CZAS  ZABAWY
Rezolutna dziewczynka. Na placu wiodła prym.
Nie bała się do nikogo podejść, z rozbrajającą miną pewnej siebie kilkulatki zadawała pytania dorosłym i zaprzyjaźniała się z rówieśnikami z piaskownicy. Pewnego dnia, kiedy przyszła na plac zabaw, na jej buzi nie było widać uśmiechu. Zmarkotniała. „Zapytałam jej mamę, co się dzieje. Okazało się, że po wcześniejszym pójściu do szkoły przeżywa frustrację związaną z natłokiem obowiązków, którym nie potrafi sprostać. Mama siedzi z nią godzinami i przerabia to, co było w szkole. Dziewczynka denerwuje się, wali pięściami, bo sobie nie radzi” – opowiada jedna z matek zaangażowanych w akcję „Ratuj Maluchy”.

 

Skąd takie reakcje, skoro przecież szkoła to nie jest zakład karny? Odpowiedź jest prosta: chociaż nauka może (i powinna!) być przyjemnością, to jednak wiek decyduje, w jakiej formie i ilości powinna być dawkowana. „Sześciolatki chłoną wiedzę poprzez zabawę. Zasadniczo różnią się od siedmiolatków poziomem fizycznego oraz psychicznego rozwoju” – podkreśla Urszula Moszczyńska, psycholog kliniczny, w wywiadzie dla akcji „Ratuj Maluchy”. Siedmiolatek, chociaż czasami z trudem, ale jakoś wysiedzi w ławce. Lecz co zrobić z sześciolatkiem, którego uwaga wprost „skacze” z przedmiotu na przedmiot, z jednej czynności na drugą? Dopiero w wieku siedmiu lat kończy się mielinizacja układu nerwowego, a co za tym idzie – organizm inaczej reaguje. „Mój syn ma sześć lat, ogromny temperament, a w głowie tylko zabawę. Jeśliby musiał wysiedzieć w szkole kilka godzin, to chyba przynosiłby do domu same uwagi” – stwierdza Asia, mama trojga dzieci. Do tego dochodzi jeszcze kwestia rozwoju emocjonalnego i społecznego. Dziecko może być wielkim geniuszem, chwytać w mig trudne zagadnienia, ze sprawnością prawdziwego „bystrzaka” odpowiadać na pytania zadawane przez dorosłych, jednak jeżeli nie umie przyjmować porażek, będzie za każdym razem od nowa przeżywać frustrację z powodu niepowodzeń. „Widzę, jak moje dziecko załamuje się, gdy coś mu nie wyjdzie. W wieku sześciu lat dzieci często porównują się do swoich kolegów i wtedy bardzo łatwo o zaniżenie poczucia własnej wartości” – stwierdza Emilia, mama dwojga dzieci.

 

SZKOŁY NIE SĄ GOTOWE
„W klasie same ławki od toalety aż do końca – żadnego kącika zabaw…”.
„Mimo dyżurów nauczycieli starsi koledzy «dbają» o młodszych. Maluchy często płaczą, skarżą się, że starsi przeklinają i zabierają im ich rzeczy” – opisywali na stronie www. ratujmaluchy.pl stan przygotowania szkół na przyjęcie sześciolatków zaniepokojeni rodzice. Trzydziestoosobowe klasy, brak posiłków lub ewentualnie jeden, braki w wyposażeniu szkoły, przebywanie młodszych uczniów ze starszymi… Taką sytuację polskich szkół odsłonił Raport o Szkołach z 2012 roku. Do tego alarmu dołączyła w maju także Polska Akademia Nauk, stwierdzając, że szkoły nie są przygotowane do przyjęcia tak małych dzieci ani pod względem prawnym, ani kadrowym, ani organizacyjnym.

„Naraża się te dzieciaki, że będą miały do czynienia nawet z nastolatkami, bo szkoły często tworzą zespoły i podstawówki są razem z gimnazjami. To natomiast grozi różnego rodzaju przemocą względem młodszych dzieci. Po drugie, szkoły są technicznie nieprzygotowane, bo dzieci nie są w tym wieku gotowe do siedzenia w ławce. To jest dla nich jeszcze czas zabawy” – stwierdza Joanna Szczotka, pedagog i psychoterapeutka, prywatnie mama sześciolatka.

 

OBAWY RODZICÓW?
Rodzice boją się, że szkoła zamiast rozwinąć, ograniczy, nie będzie zachęcać do „drążenia” wiedzy, ale skutecznie do niej zniechęci… i to na długo.
„Od początku w tej reformie nie było ani dialogu, ani porozumienia rządu z rodzicami. Chodzi o to, aby dzieci wcześniej poszły do szkoły. Ale dlaczego? – pyta Karolina Elbanowska. – Michał jest szczupły i krzywdę bym mu zrobiła, każąc codziennie nosić ciężki tornister. Jest bardzo mądry, zna litery, liczy, odejmuje, ale jeden rok to bardzo dużo, a on musi przede wszystkim dojrzeć emocjonalnie do szkoły”.

„Najbardziej obawiam się, że spontaniczność i chęć poznawania świata mogłyby zostać u mojego dziecka zahamowane. Kiedy wstaje rano, to ma wiele pomysłów. W naturalny sposób poznaje cyfry i litery. Idzie swoim tokiem poznawania świata. W szkole jest dużo dzieci w klasie i podstawa programowa, którą trzeba «przerobić». Brakuje czasu na zadawanie pytań – odpowiada Asia Szczotka, myśląc o swojej sześcioletniej pociesze. – Przede wszystkim chodzi o to, aby dziecko do szkoły chodziło z przyjemnością, czerpiąc radość ze zdobywania wiedzy. W momencie, gdy idzie wcześniej, i to jeszcze ze starszymi dziećmi, zostaje stłamszone, przestaje wierzyć w swoje możliwości. Potem dzieci płaczą, idąc do szkoły; skarżą się, że głowa je boli. I po co to wszystko? Mogą przecież uczyć się w naturalny sposób, w odpowiednim tempie i czasie”.

Dlaczego więc na siłę ta reforma jest forsowana?

 

Odroczenie obowiązku szkolnego dla dzieci sześcioletnich o 2 lata (do 1 września 2014 roku) wprowadzono ustawą z dnia 27 stycznia 2012 roku o systemie oświaty.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK