Wspólne spędzanie czasu
nr 2 (68) LUTY 2013

Kiedyś wpadłam na pomysł, żeby zostawić w pustym mieszkaniu kartkę z zaszyfrowaną wiadomością, w której restauracji na niego czekam. Oj, miał mój mąż zagwozdkę!

Ewa Dańska

Randka nie tylko walentynkowa

Lubię raz na kilka tygodni zaaranżować małą randkę małżeńską. W narzeczeństwie randki były dla nas okazją do rozmów na ważne tematy i chwilą szczególnej bliskości. Postanowiliśmy nie rezygnować z nich po ślubie. Dopóki żyliśmy we dwoje, nie było to trudne. Kiedy pojawiło się dziecko i nasz świat stanął na głowie, okazało się, że wygospodarowanie dwóch czy trzech godzin wymaga nie lada umiejętności organizatorskich. Jednak dla chcącego nic trudnego!
Randkę zaczynam planować kilka dni wcześniej, organizując opiekę nad dzieckiem i dając delikatny znak, żeby mój ukochany zarezerwował sobie czas. Przygotowując mężowi drugie śniadanie do pracy, robię kanapki w kształcie serca. W ciągu dnia wysyłam maila z zaproszeniem na randkę lub ukrywam takie zaproszenie w plecaku na laptopa, a później wysyłam SMS-a, żeby zajrzał do konkretnej kieszonki.

Kiedyś wpadłam na pomysł, żeby zostawić w pustym mieszkaniu kartkę z zaszyfrowaną wiadomością, w której restauracji na niego czekam. Oj, miał mój mąż zagwozdkę! Ale jaki dumny był z siebie, gdy mnie odnalazł!
Randka to czas naszego spotkania. Wyłączamy telefony i zapominamy o służbowych sprawach. Często rozpoczynamy randkę krótką modlitwą – da się to zrobić nawet w restauracji (nie ma się czego wstydzić). Rozmawiamy o tym, co dobrego wydarzyło się ostatnio, a co trudnego, co nas cieszyło, a co denerwowało. Czasem piszemy listy do siebie i wymieniamy się nimi na początku randki. Słuchamy się nawzajem, nie oceniamy, ale mówimy o swoich uczuciach. Patrzymy sobie w oczy i… jest jak za dawnych lat. Albo i o niebo lepiej!

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK