Wychowanie
nr 9 (123) wrzesień 2017

Nauczenie dziecka cierpliwości, choć wymaga od rodziców wysiłku i konsekwencji, a czasem nerwów ze stali, jest dla niego darem

Aneta Wardawy

Od złości do uległości

My, rodzice, mamy wybór: zadowolić dziecko teraz, kiedy głośno domaga się spełnienia zachcianki, albo nie i zmierzyć się z buntem, krzykiem i złością. Tylko skąd brać na to siłę, jeśli jest się mamą piątki dzieci?

 

„Mamo! Tato! Ale ja chcę! Kup mi to! Ja chcę watę cukrową! Ja chcę warkoczyki!”. Brzmi znajomo? Dla mnie aż za bardzo ;) Jako mama piątki dzieci ze zrozumieniem mijam rodziców stojących nad rozkrzyczanym potomkiem. Reagują różnie – od złości po bezradną uległość. Zawsze jest to próba sił pomiędzy dzieckiem a rodzicem i każda taka sytuacja jest ze strony dziecka badaniem, na ile może sobie pozwolić.  

I ja miałam podobne problemy, choć w naszym domu od początku dzieci miały jasno wytyczone granices. Idąc do sklepu, rzadko zgadzamy się na spontaniczne kupno rzeczy impulsywnie wziętych z półki. Ile dzieci, tyle reakcji. Przechodziliśmy smutek, bunt, płacz i tupanie. Bez względu na to staraliśmy się być konsekwentni. Z czasem jest łatwiej. Dzieci przywykły. Jednocześnie wynagradzając im opanowanie, co jakiś czas umawiamy się, że przy następnej wizycie w sklepie pozwolimy im wybrać sobie ulubione łakocie czy niedrogą zabawkę. Dzieci wiedzą, że nie rzucamy słów na wiatr, więc łatwiej im zachować cierpliwość.
 

Mała dyktatorka

Podczas wspólnego wyjazdu nad morze nasi znajomi na spacerze co chwilę zatrzymywali się, żeby kupić coś córce. Nasze dzieci obserwowały sytuację. Wcześniej umówiliśmy się z nimi, że codziennie mogą wybrać jedną atrakcję, o której marzą. W pewnym momencie znajoma mama nie wytrzymała i zaproponowała, że kupi naszym dzieciom watę cukrową, skoro my nie chcemy. Myślała, że brakuje nam pieniędzy. Jej zaskoczenie szybko przerodziło się w oburzenie, kiedy wyjaśniliśmy naszą motywację. Kilka dni później, kiedy ponownie byliśmy na spacerze, a jej córka rzuciła się na ziemię w dzikim tańcu rozpaczy o balon, umęczona koleżanka spojrzała na nasze dzieci. Przepraszająco stwierdziła, że jej córka już taka jest, że stale sprawia jej kłopoty, nie słucha się, a my mamy szczęście, że „trafiły nam się” grzeczne dzieci. Zastanawiające było, że jej „niegrzeczne” dziecko, będąc z nami, nie sprawiało najmniejszych kłopotów. Było bardzo zgodne. To podsunęło mi myśl. Zapytałam jego mamę, jak wygląda ich życie w domu. Okazało się, że wakacyjne szaleństwo zakupowe odzwierciedla ich codzienność. Mała ma wszystko, czego zapragnie, i to natychmiast. W przeciwnym razie wpada w szał, krzyczy, płacze. Koleżanka uznała, że spełniając zachcianki dziecka, okazuje mu miłość, natomiast nasz dystans do próśb dzieci odebrała jako zaniedbanie. Długo wtedy rozmawiałyśmy. Nie wiem, czy to, co powiedziałam, jej pomogło, ale mnie utwierdziło w przekonaniu, że robimy dobrze.
 

Twój wybór, twoje życie

Kilka lat później w moje ręce trafiła książka „Test Marshmallow” znanego psychologa Waltera Mischela, który zauważył i opisał związek pomiędzy umiejętnością odraczania przyjemności u dzieci a rozwojem ich samokontroli również w dorosłym życiu. Pokazał im słodką piankę i pozwolił zadecydować, czy zjedzą ją od razu czy poczekają określony czas i dostaną dwie. Wybór, jakiego dokonało dziecko, wiele mówił o sile jego charakteru. Na tej podstawie Mischel dowiódł, że zdolność do odraczania gratyfikacji jest jednym z warunków udanego życia. Dzieci, które potrafią poczekać na spełnienie marzenia, lepiej funkcjonują w szkole i społeczeństwie. To przyszli dorośli, którzy radzą sobie z emocjami, porażką, stresem, a także mają wyższe poczucie własnej wartości i konsekwentnie dążą do wyznaczanych sobie celów. Nie znaczy to oczywiście, że każde dziecko, które chwyci za słodką piankę, jest stracone. Zachęca raczej, by rozwijać w nim umiejętność czekania i kontroli własnych zachowań. Takie ćwiczenie siły woli już u dziecka przekłada się na jego dorosłe życie. Łatwiej będzie dziecku w przyszłości utrzymać zdrową formę, poradzić sobie z zawodem miłosnym czy oszczędzać pieniądze. Jako rodzice mamy wybór: zadowolić dziecko teraz, kiedy głośno domaga się spełnienia zachcianki, albo nauczyć je wartości, jaką jest cierpliwość. Umożliwiając mu udział w małych próbach, pomagamy mu kształtować charakter.
 

Nie zatruj wolności

„Odroczenie nie oznacza zaprzeczenia pragnienia, ale odłożenie jego zaspokojenia – napisał Papież Franciszek w adhortacji Amoris laetitia”. – Kiedy dzieci lub nastolatki nie są wychowane, aby przyjąć, że pewne rzeczy muszą poczekać, to stają się aroganckie, podporządkowujące wszystko zaspokojeniu swoich doraźnych potrzeb i dorastają z wadą: «chcę wszystko i natychmiast». Jest to wielkie oszustwo, które nie sprzyja wolności, ale ją zatruwa. Kiedy natomiast wychowujemy, aby nauczyć odkładania pewnych rzeczy i poczekania na stosowną chwilę, to uczymy wówczas, co znaczy być panem samego siebie, niezależnym od swoich impulsów”.

Nauczenie dziecka cierpliwości, choć wymaga od rodziców wysiłku i konsekwencji, a czasem nerwów ze stali, jest dla niego darem. Impulsywne spełnianie każdego pragnienia, brak konsekwencji to nie dowód miłości, ale nauka szkodliwych nawyków. Jaką wartość będą miały wszystkie rzeczy materialne i chwila rzekomego spokoju w zestawieniu z silnym, stabilnym emocjonalnie człowiekiem, pewnym swojej wartości, odpowiedzialnym za siebie i innych, na jakiego ma szansę wyrosnąć nasze dziecko? Z człowiekiem prawdziwie wolnym i szczęśliwym?
 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK