Wychowanie
nr 1 (127) styczeń 2018

Mamo, ale ja tak lubię czasem na ciebie popatrzeć. Bo ty masz takie supermoce – moc gotowania, moc przytulania, moc kochania i nawet moc rysowania! Jesteś supermamą :)”.

Aneta Wardawy

Od ziejącej smoczycy do supermamy

„Nie, plosę pani, ja nie jestem zwykłą kobietą. Ja jestem MATKĄ” – powiedziała mała dziewczynka do pani w przedszkolu. To była moja córka!

 

Od ziejącej smoczycy do supermamy

Mała trzyletnia dziewczynka, bawiąc się w przedszkolu, zwróciła uwagę pań. Była skupiona, poważna. Od kilku dni bawiła się, odgrywając podobne, z życia wzięte scenki. Naszykowała sobie całą wyprawkę do zabawy, począwszy od wózka przez dwoje lalkowych dzieci, nosidło, butelkę ze sztucznym mlekiem, a nawet ubranka na zmianę. Zapakowała to do małej torebki i tak wędrowała po całej sali, pieszczotliwie szczebiocząc swym dziecięcym głosikiem. W końcu jedna z pań zapytała: „Lusiu, jesteś kobietą?”. Na co mała dziewczynka z poważną miną odpowiedziała: „Nie, plosę pani, ja nie jestem zwykłą kobietą. Ja jestem MATKĄ”.

 

Ziejąca smoczyca

Tą małą dziewczynką była moja młodsza córka. Kiedy opowiedziano mi tę historię, zdziwiłam się. W domu córka nigdy się tak nie bawiła, wolała oglądać książki i inscenizować bajki z cyklu „księżniczka spotyka zaczarowanego kucyka”. Zrozumiałam, że obserwowała mnie i na swój dziecięcy sposób analizowała moje zachowania. Stąd czerpała wzorce, które potem odtwarzała w zabawie. Po chwili wzruszenia przyszła myśl: skoro widzi te dobre rzeczy, to musi zauważać też, kiedy z miłej i opanowanej staję się ziejącą ogniem smoczycą. Widzi, kiedy ofukam osobę, która poirytowała mnie w kolejce w sklepie, słyszy moje warczenie na spóźniający się autobus albo przykry komentarz pod adresem kogoś bliskiego. Ona czyta mnie jak otwartą książkę każdego dnia i na tej podstawie buduje swój wzorzec kobiecości. Ciarki przebiegły mi po plecach, poczucie ciężaru odpowiedzialności przygniotło mnie do ziemi. W mojej głowie zaczęły się kłębić pytania: „Co jej pokazuję, kiedy stwierdzam, że nie jestem zadowolona ze swojego wyglądu? Albo kiedy notorycznie nie mogę zdążyć na umówione spotkanie? Co jej mówię tym, jak traktuję jej tatę? Albo jaką wiadomość otrzymuje poprzez mój styl ubierania się i wysławiania?”.

 

Najwyższe standardy

Zaczęłam się zastanawiać, czy chciałabym, żeby moje córki widziały taki wzór kobiecości… 
Czy ja w ogóle znam kobietę, w której moje córki powinny się „przeglądać”? I przyszło olśnienie. ZNAM. Tak, znam Kobietę, która wyznaczyła na zawsze najwyższe standardy kobiecości. Kogoś, na kim ja sama chcę się wzorować. Tę, która powiedziała całym swoim życiem Bogu „tak”. Kobietę nie abstrakcyjną, ale taką z krwi i kości, która przyjęła swój dar kobiecości i żyła, zmagając się ze zwykłymi codziennymi trudnościami jak ty czy ja. Nie było łatwo. Ciężkie czasy, zmęczenie i wielka odpowiedzialność. Ogromna. Czasem pewnie przytłaczająca… Brzmi znajomo?

Kto mógłby być lepszym wzorcem kobiecości niż Matka samego Boga? Zrozumiałam, że aby moje córki Ją poznały, aby dotknęły namacalnie tej kobiecości, jaką ma w sobie Maryja, nie wystarczy teoria. Im trzeba to pokazać swoim życiem. A kto ma to zrobić, jeśli nie ja – ich mama? Postanowiłam uczyć się od najlepszej, czytać z Jej życia, wpatrywać się tak intensywnie jak dziecko wpatrzone w rodzica, kopiujące wzorce jego wartości i zachowań. Tak po prostu, po kobiecemu, zwyczajnie poprosiłam Ją o pomoc. Tu nie chodzi tylko o mnie, ale i o moje córki, a nawet nie tylko. Przecież synowie też budują sobie obraz kobiety, patrząc na swoją matkę. Nie od dziś wiadomo, że dla chłopca relacja z mamą staje się pierwowzorem relacji damsko-męskich. Do niej syn odnosi się przez całe życie. Kiedyś zasłyszałam takie zdanie, które głęboko zapadło mi w pamięć: „Nieprzypadkowo Jezus, zanim zaczął głosić Dobrą Nowinę, przez trzydzieści lat był w szkole życia swojej Matki”.

 

Super moce

Minęły dwa lata. Moja córeczka podeszła do mnie kilka dni temu, kiedy byłam w kuchni. Tańcząca, roześmiana, stanęła w progu i przyglądała mi się przez chwilę w zadumie. Zapytałam, czy coś się stało, a ona na to: „Nie, mamo, ale ja tak lubię czasem na ciebie popatrzeć. Bo ty masz takie supermoce – moc gotowania, moc przytulania, moc kochania i nawet moc rysowania! Jesteś supermamą :)”.

Przypomniałam sobie historię z przedszkola i dotarło do mnie coś jeszcze. Coś, co spowodowało, że wzruszenie odebrało mi mowę. Klara powiedziała, że nie jest ZWYKŁĄ kobietą, ale MATKĄ. Macierzyństwo jest tak silnie wpisane w naszą kobiecą naturę, że determinuje spojrzenie na siebie jako kobietę. I nieważne, czy chodzi tu o macierzyństwo duchowe czy cielesne. Kobieta wprowadza nowych ludzi w życie. Rodzi, wychowuje, uczy. Jest twórcza, tak zostałyśmy stworzone. I choć rola ta jest dzisiaj mocno niedoceniana, a wartość człowieka mierzy się jego sukcesem zawodowym, warto pamiętać, jak ważna jest i potrzebna. Kiedy nawet mnie samej zaczyna się wydawać, że robię rzeczy niewnoszące większej wartości, słowa mojej córki przypominają mi, że jestem dla kogoś całym światem. Ta mała trzyletnia dziewczynka zobaczyła w macierzyństwie bohaterstwo. Dlaczego więc my – kobiety, matki – tak często nie doceniamy swojej roli?

Jaka to wielka odpowiedzialność: wprowadzać nowych ludzi w życie tu, na ziemi, zaszczepiając w nich jednocześnie rzeczywistość nadprzyrodzoną, jaką jest relacja z Bogiem.

Następnym razem, kiedy ktoś zapyta cię, droga mamo pracująca w domu, co robisz poza „siedzeniem w domu z dzieckiem”, odpowiedz z dumą: „Jestem matką, kształtuję ludzi. A jak ty zmieniasz świat na lepsze?”.

 

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK