Negocjować ceny?
Targowanie się i negocjowanie cen to jedne z najlepszych sposobów oszczędzania pieniędzy. Czy chrześcijaninowi wypada jednak domagać się od innych rabatu? Czy nie ograbiamy w ten sposób bliźnich?
O tym, że negocjować warto, najlepiej przekonujemy
się przy dużych zakupach. Jeśli przy kupnie mieszkania
lub samochodu uda się nam uzyskać kilkuprocentowy
rabat, to możemy mieć kolosalny wpływ na zawartość
naszych portfeli – zwłaszcza jeśli zakupy te finansowane
są kredytem. Przykładowo: jeśli zakup mieszkania za
400 tys. zł finansujemy w większości kredytem hipotecznym,
to wynegocjowanie rabatu w wysokości 30 tys. zł,
pozwoli nam w całym okresie kredytu zaoszczędzić blisko
55 tys. zł! Ale czy chrześcijaninowi przystoi negocjować?
Wątpiącym polecam lekturę Księgi Rodzaju, w której
Abraham targował się z samym Bogiem o odstąpienie
od zniszczenia Sodomy i Gomory (Rdz 18,20-32). Jednym
z najbardziej znanych cytatów Jezusa jest także:
„Proście, a będzie Wam dane” (Łk 11,1-13). Jezus mówił
o modlitwie, ale można interpretować Jego słowa znacznie
szerzej. Wszak jeśli nie będziemy starać się o rabat,
to zazwyczaj go nie uzyskamy. Zanim przystąpimy
do dużych zakupów i dużych negocjacji, warto przyzwyczaić
się do targowania także przy małych zakupach: na
bazarku, w punktach usługowych, przy kupowaniu AGD.
Można zaproponować, że będziemy lojalnymi klientami
danego sklepiku, ale w zamian oczekujemy stałego
rabatu. Można również umówić się, że rabat uzyskamy
dopiero po przyprowadzeniu kilku znajomych do
fryzjera itp. – tak, żeby per saldo wszyscy na tym zyskali.
W oszczędzaniu warto być kreatywnym i warto oszczędzać
mądrze – małe kwoty na każdym kroku. Przysłowie
mówi: „Ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka”. Ta „miarka”
zbierana systematycznie przez cały rok może pomóc
nam sfinansować Święta albo wyjazd wyjazd wakacyjny.
Albo też zaoszczędzić pieniądze na emeryturę.