Problemy społeczne
nr 1 (103) Styczeń 2016

Niegdyś popsute rzeczy się naprawiało. Dziś kupujemy nowe.

Rafał Karpiński

Chleb nasz powszedni

Dwa miliony ton jedzenia lądują rocznie na śmietniku. 40% Polaków przyznaje się do wyrzucania żywności.

 

 

Pamiętam, jak babcia, przystępując do krojenia chleba, najpierw robiła na bochenku znak krzyża. Nie chodziło tylko o religijny gest czy tradycję. W tym znaku wyrażał się stosunek do chleba i żywności jako Bożego daru.

U babci nic się nie marnowało – czerstwe pieczywo i inne resztki uzupełniały dietę zwierząt domowych: kur, psów i królików. Doskonale działał także system, który dziś nazywamy segregacją śmieci i recyklingiem – każda rzecz była wykorzystywana do końca lub wielokrotnie. I dopiero rzeczy lub ich pozostałości, których nie można było już przetworzyć czy zagospodarować, lądowały w kuble na śmieci.

Piszę o tym dlatego, że żyjąc od wielu lat w sytości i pełnej dostępności wszelkich dóbr, oddalamy się od takiej prawdy życia (filozofii), gdzie wszystko, nawet najmniejsza rzecz, miało swoją wartość i miejsce w hierarchii. Obecnie wszystko jest „fast” i jednorazowego użytku. Pokoje naszych dzieci wypełniają stosy zabawek, które po pierwszym zachwycie wylądowały w kącie. Nasze szafy pękają w szwach od ubrań, które miesiąc po kupieniu wyszły z mody. Nasze szuflady zamieszkują stada telefonów komórkowych, które wymieniamy na nowe modele co dwa lata.

Niegdyś popsute rzeczy się naprawiało. Dziś kupujemy nowe. Co więcej, to często moda nakazuje nam nabycie nowej komórki, tabletu lub innego gadżetu. Sami producenci nakręcają konsumpcję, wypuszczając na rynek produkty o zaprogramowanej „żywotności”: zmywarka pół roku po zakończeniu gwarancji nadaje się na złom, aparat fotograficzny po zrobieniu iluś tysięcy zdjęć po prostu przestaje działać, elektronika w samochodzie nie nadaje się do naprawy i trzeba kupić nowy moduł. I tak przeszliśmy ze świata, w którym rzeczy były dla człowieka, do świata, w którym jesteśmy niewolnikami przedmiotów, gdyż ciągle biegamy, pożądamy, wymieniamy, zarabiamy, a nawet się zapożyczamy.

To samo dzieje się z żywnością. Wystarczy spojrzeć na wypełnione po brzegi wózki w supermarkecie. Gros tej żywności ląduje na wysypisku śmieci. Według danych statystycznych aż 40% Polaków przyznaje się do wyrzucania żywności. Ogółem na śmietniku lądują ponad dwa miliony ton jedzenia rocznie. Wyrzucamy głównie wędliny, warzywa, owoce i jogurty. Na drugim miejscu tej listy znajduje się pieczywo, czyli chleb nasz powszedni. I dlatego teraz, w okresie karnawału, świeżo po „przeżartych” świętach Bożego Narodzenia, warto kupić w piekarni bochenek prawdziwego chleba, przyjść do domu, zrobić na nim znak krzyża, pokroić i zjeść kromkę ze świeżym masłem. Na zdrowie.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK