Wychowanie
nr 6 (132) czerwiec 2018

Dla mnie jako kobiety, żony, mamy niesamowicie budujące było zobaczenie, jak wielu mężczyzn świadomie szuka sposobu na przejście z bycia ojcem w przestrzeń bycia TATĄ

Aneta Wardawy

Być ojcem to łatwizna, spróbuj zostać TATĄ

Ile trzeba mieć dzieci, żeby poczuć się prawdziwym TATĄ? Dwoje, troje, sześcioro, dziewięcioro? Niestety, na to pytanie nie ma gotowej odpowiedzi. Bo do bycia TATĄ dorasta się indywidualnie.

 

Zapowiadało się niewinnie. Kilka miesięcy temu mój mąż oznajmił, że wybiera się na spotkanie ojców. Pomyślałam: „Cwaniaczek, chce się wyrwać z domu”. Ale potem się zaczęło. Najpierw audiobooki, które towarzyszyły mu niemal wszędzie, z czasem nieodłączna książka. Czego słuchał mój mąż – ojciec, który za kilka miesięcy powita na świecie nasze szóste dziecko? Poradnika o budowaniu więzi z... dzieckiem.

 

Zdziwiłam się, bo takie lektury podsuwałam mężowi już kilka lat temu, licząc, że ułatwi mu to wejście w rolę taty. Ale stały zakurzone na półce… aż do teraz. Mój mąż z nieskrywanym zaskoczeniem odkrywał kolejne pozycje, które czekały na niego w naszej biblioteczce, a które teraz ktoś mu polecił.

 

To nie ucieczka z domu

Raz w miesiącu wieczorem mąż wychodził na spotkanie klubu ojców (tato.net) i wracał z nich coraz bardziej zafascynowany ideą ojcostwa. Okazało się, że nie były to ucieczki z domu, ale spotkania, na których mężczyźni w różnym wieku, z różnych środowisk, z zupełnie różną historią i doświadczeniem szukają aktywnie i świadomie sposobów na budowanie dobrej relacji z własnymi dziećmi. Ojcowie wymieniają się tam doświadczeniami, polecają sobie wartościowe lektury i rozmawiają o proponowanych w nich metodach wychowawczych, a przede wszystkim wzajemnie się wspierają.

Dodatkowo co jakiś czas są organizowane warsztaty tematyczne. Zaprasza się na nie np. autorów wspomnianych książek lub inne autorytety w tej dziedzinie. Tatusiowie mogą zgłębić interesujący ich temat.

Co ważne, z tej formacji nie są wyłączone żony, ponieważ na pierwszy dzień warsztatów zwykle zaprasza się i panie. Jako żona utwierdziłam się w przekonaniu, jak jestem potrzebna mojemu mężowi we wzmacnianiu go i w dawaniu mu przestrzeni na rozwój w roli taty, jak istotne jest moje wsparcie i motywowanie go do tej walki, być może jednej z najważniejszych w jego życiu – walki o nasze dzieci.

 

Mamo, zwolnij miejsce

Dla mnie jako kobiety, żony, mamy niesamowicie budujące było zobaczenie, jak wielu mężczyzn świadomie szuka sposobu na przejście z bycia ojcem w przestrzeń bycia TATĄ. Często są to mężczyźni niemający wzoru ojca albo tacy, którzy chcą zerwać z zamkniętym kołem własnych, często trudnych doświadczeń wyniesionych z domu. A nie jest to łatwe. Powodów jest kilka. Przede wszystkim utarł się schemat, że matka najlepiej zajmuje się dzieckiem. Kobiecie trudno zwolnić przy nim miejsce i zaufać, że tata może być równie dobrym opiekunem i towarzyszem zabaw. Ta opieka jest inna, nie zawsze książkowo idealna, ale cudowna w swej inności i bardzo potrzebna dziecku do prawidłowego rozwoju. Kolejny schemat to taki, że opieka nad dzieckiem jest dla mięczaków. Ojcowie ukrywają przed kolegami, rodziną swoje zaangażowanie w wychowanie dzieci, a także w sprawy domowe. Dlaczego? Bo boją się posądzenia o bycie pod pantoflem żony. Nic bardziej mylnego!

 

Bycie tatą jest męskie

Nigdy chyba mój mąż nie był w moich oczach bardziej męski niż wtedy, gdy widzę jego zaangażowanie w sprawy naszej rodziny, domu, a przede wszystkim dzieci. Wiem, że mu zależy. Kiedy zostaliśmy rodzicami po raz pierwszy, byliśmy bardzo młodymi ludźmi. Staliśmy na początku małżeńskiej drogi. Niełatwej. Tym bardziej że nie było wyniesionego z domu wzorca ojcostwa. Mojemu mężowi trudno było się zaangażować i zrezygnować z własnej wygodny. Teraz dopiero widzę, jak wiele egoizmu musiał w sobie pokonać, oddając swój czas mnie, naszej małej córeczce, a potem kolejnym dzieciom. Było trudno. Za nami wiele spięć, cichych chwil i głośnej wymiany zdań. W naturze mężczyzny nie leży zmaganie się z zadaniami powtarzalnymi, rutyną, jaka wiąże się z opieką nad dzieckiem. Facet lubi duże projekty, którym może się poświęcić w całości i które może zamknąć. To daje mu poczucie odniesionego sukcesu. A bycie tatą to proces, który się nie kończy. Nigdy. Przechodzi z etapu na etap, ciągle stawiając nowe wyzwania. To nie tyle sprint, co maraton.

 

Pośpiech to wróg

Jakby tego było mało, natura nie ułatwia ojcu zbudowania więzi z dzieckiem. Wymaga to od niego więcej pracy, chęci, zaangażowania. Kobieta, matka jest wyposażona chociażby w system hormonalny, który wpływa na budowanie relacji z dzieckiem już w okresie prenatalnym. A mężczyzna? Jest biernym obserwatorem zachodzących zmian, czeka. Narodziny, zwłaszcza pierwszego potomka, to dla niego abstrakcja. Mężczyzna wszystkiego uczy się od podstaw, a nie ma lekko. Zwłaszcza jeśli „wszystkowiedząca” mama nie daje mu szans na popełnianie rodzicielskich błędów. Dlatego, mamo, zachęcaj, ustępuj miejsca, motywuj, wymagaj… ale i daj chwilę. Może twój mężczyzna, jak mój, potrzebuje czasu i przestrzeni na wejście w rolę taty, poczucie satysfakcji i radości płynącej z tej roli.

 

Z perspektywy czasu widzę, jak wiele dobra wniosła w życie naszej rodziny inicjatywa klubów ojca. Mój mąż stał się spokojniejszy i bardziej pewny w kontakcie z dziećmi, szuka tego kontaktu, cieszy go ich obecność. A ja uwielbiam to, jak dzieciaki na niego patrzą, jak rośnie w ich oczach. O takim tacie dla nich marzyłam.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK